wtorek, 26 lutego 2013

Kotelnica Białczańska



On:
To kolejny punkt na naszej mapie narciarskiej. Warunki idealne dla pary zakochanych:) Niestety moi koledzy uważają, że na stoku było zbyt płasko. Ale to tylko świadczy o upodobaniach zależnych od celu jazdy. Ja z Nią jeździliśmy dla przyjemności więc czerpaliśmy frajdę z każdej nowej trasy
( jest ich tam sporo). Dodatkowym atutem miał być krajobraz sięgający Tatr,jednak widoczność była ograniczona. Ale w takich chwilach trzeba pamiętać by korzystać z tego co się właśnie w tej chwili ma. I było bardzo wesoło.
Choć koledzy woleliby, by ostatnim przystankiem kolejki krzesełkowej był jakiś stromy szczyt, na przykład K2 Karakorum, to ja uważam, że kompleks narciarski Kotelnica zdaje egzamin nawet w pełnym sezonie.

Ona:
Na narty wybieramy się średnio dwa razy na sezon, więc jak dla mnie było idealnie. Dużo ludzi, ale kolejki szybkie , a stoki duże, więc nie ma na co narzekać. Jeszcze kiedyś na pewno odwiedzimy to miejsce. Frajda z szusowania niesamowita :D


Kuchnia meksykańska w Krakowie




        Aby uczcić to małe wydarzenie aczkolwiek najbardziej stresujące w naszym życiu, tj obronę pracy inżynierskiej i licencjackiej oraz tytułu inżyniera i licencjata, udaliśmy się do restauracji THE MEXICAN w Krakowie na ulicy Floriana. Zanim przejdę do sedna przyjemnej części, muszę wspomnieć, że obrona inżyniera to nie taka prosta sprawa. O tym może szczegółowo napiszę w innym poście, jednak warte wspomnienia jest to, że po ogromnym stresie, przez trzy dni mój żołądek nie funkcjonował normalnie, bo tak się rozstroił. Jednak kuchnia meksykańska to miejsce najbardziej bliskie mojemu żołądkowi.
        Aby spróbować kuchni meksykańskiej w całej swojej okazałości obiad rozpoczęliśmy od przystawki w formie tacos z łagodnym paprykowym sosem, który był pyszny. Tradycyjna zupa meksykańska  (zupa tortillowa przykryta zapiekanym serem) smakowała najbardziej mojej Kobiecie:) Ja natomiast czekałem z zaciekawieniem na moje drugie danie, które było typowo meksykańskie. A mianowicie warto wspomnieć, że zgodnie z tym co Wojciech Cejrowski opisuje na temat Meksyku, takie danie powinno być konsumowane bez użycia sztućców, tj. rękoma:) Zamówione przez mnie „FAJITAS COMBINADOS 0,6 Kg”, opisane jest w karcie dań następująco: „Kawałki marynowanej polędwicy drobiowo-wieprzowej smażone z cebulą, papryką, przyprawą meksykańską. Podawane na gorącej patelni z sosami: ranchera, crema blanca, quacamole i serwowane z trzema pszennymi tortillami.” Ostatni z wymienionych sosów jest niesmaczny jednak sos ranczera był wystarczający. I oto, dzięki temu daniu udało mi się choć przez chwilę poczuć w ustach sztukę kulinarną Meksyku, łącząca tradycje tubylczych Indian i wpływów hiszpańskich konkwistadorów. Jednak ostrzegam, że nie każdemu tradycyjna kuchnia meksykańska będzie smakować, gdyż nie jest ona „podkręcana” europejskimi dodatkami dla uzyskania spopularyzowanego meksykańskiego smaku.
Warta wspomnienia jest też atmosfera panująca w restauracji przedstawiona poniekąd na zamieszczonych zdjęciach, które nie oddaja całego uroku tego miejsca. Ale o tym może Ona dokładniej wspomni.
ONA:
Ja, z obawy o mój żołądek (przeświadczenie o skutkach kuchni meksykańskiej :P) zamówiłam bardzo zwyczajne danie, ale i tak smakowało pysznie :) Najbardziej byłam jednak zachwycona wystrojem wnętrza i przede wszystkim z tego zapamiętam tę restaurację. Butelki po Desperadosie ułożone na kształt żyrandola - ekstra :) dodatkowo sombrero na wieszaku, w których można robić sobie zdjęcia i panie ubrane a la Seniorita. A do kolacji przygrywał nam Enrique Iglesias, który tworzył dodatkowo romantyczny klimat. Było ciekawie. Miło będę wspominać tamten dzień.

P.S. sos do przystawki nie był łagodny tylko ostry :P


       

wtorek, 12 lutego 2013

Rozpoczęcie ferii

ON:
Jedni powiedzą, że to przez endorfiny, inni, że to nadprzyrodzona siła, a ja po prostu byłem szczęśliwy jeżdżąc z Nią na nartach. Zadziwiające, jak to białe szaleństwo pomaga człowiekowi odreagować, pozbawić się wszystkich stresów i dodatkowo jadąc do góry podrzucić kilka przemyśleń. A tak to już jest, że ten pomalowany na biało krajobraz jest odzwierciedleniem książkowej wersji widzianej przez różowe okulary. Cieszy mnie zwłaszcza Jej dobry humor na stoku, gdyż Jej ubóstwienie ciepła  jest naprawdę wielkie. Może pomogła myśl, że po śnieżnej zabawie czeka ją wiele ciepłych uścisków? W każdym razie, ja ten dzień uważam za rozpoczęcie naszych ferii. Oby nie minęły zbyt szybko i oby przysporzyły wielu podobnych chwil:)

ONA:
Narty :) dwie deski przyczepione do nóg, a dają tyle radości :) O dziwo ten zimny sport jest moim jednym z ulubionych, może dlatego, że lubię szybką jazdę. Jedno jest pewne, należało nam się po takim ciężkim tygodniu. Prawda Panie Inżynierze? :D  W sobotę kontynuujemy ferie  zimowe, a w tygodniu jeszcze coś wymyślimy, żeby nadrobić zaległości przytulaniowe. Ale uwaga! Będę jak rzep, zresztą to żadna nowość, więc moje - Jego ramiona, szykujcie się. :)

sobota, 2 lutego 2013

Jeff's





http://www.jeffs.pl/index.php/galeria/jeffs-galeria-kazimierz-krakow
On:
W środę miałem okazję wraz z Nią “przenieść” się do południowej części Stanów Zjednoczonych, a dokładniej do Teksasu. Udało nam się to dzięki decyzji: zamiast kina dobra kolacja. Moje kubki smakowe są mi do dziś za to wdzięczne.
Wybraliśmy się do restauracji Jeff’s ( a dokładniej grill-baru) w krakowskiej Galerii Kazimierz. Już na wejściu klimat stworzony w tym miejscu sprawia, że przenosimy się o 9000 km, choć w tym momencie bardziej pasuje 5500 mil do Teksasu. Doskonałym dowodem na poprawność tego uczucia jest karta dań. Oprócz amerykańskiego steka zauważymy bliskość tego stanu do wielkiej wody ukazaną w potrawach z owocami morza oraz z racji na bezpośrednią granicę z Meksykiem dania tamtejszej kuchni. Muzyka również kołysze nas w rytmie country z przerwami na innych amerykańskich artystów. Stoliki przypominają te z westernów. Po chwili delektowania się tym co zastaliśmy, przechodzimy do zamówienia.
Lubiąc kuchnie meksykańską, chciałem się przyjrzeć jej amerykańskiej odsłonie. Jednak na początku zaskoczyła nas przystawka w postaci krojonej kapusty kiszonej (jak nas później uświadomiono bogatej w witaminę C i podawaną z racji na okres jesienno-zimowy). Jednak zupa meksykańska to było to na co czekały moje wygłodniałe kubki smakowe.Spotkanie z meksykańskim, diabelskim ogniem ukrytym w pysznej zupie paradoksalnie sprawiło, że się ucieszyłem ( jestem przyzwyczajony do ostrego jedzenia, które poprzez ból uwalnia w moim ciele endorfiny, a te z kolei uzależniają). Danie główne udowodniło mi, że Amerykanin je dużo ( w porównaniu z polskim studentem). Jednak brokuły w tej amerykańsko-meksykańskiej mieszance mi nie pasowały. Z pomocą przyszła moja ukochana, oddając mi swoją sałatkę colesław w zamian za brokuły.

Warta uwagi jest również obsługa. Kelnerki pytają kilka razy czy wszystko smakuje, a dodatkowo kierowniczka zmiany podchodzi do każdego stolika by zapytać czy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Restauracja Jeff’s to miejsce w Krakowie godne polecenia. Jednak nie ukrywam, że wszystko nie byłoby tak smaczne gdybym nie  był tam z Nią. :) Bo to z Nią planowałem konie kraść w dzikim Teksasie.

Ona:
Taaak kiszona kapusta to mój faworyt :) po spróbowaniu jej mój mężczyzna stwierdził: “a może ona jest do przyciągania zapachów” :P nie byłaby dla nas dziwna gdyby nie to, że jedzenie w Jeff’s jest dosyć obfite i tuczące i zdecydowanie takie, na które kobieta nie powinna sobie często pozwolić :) Kiszoną kapustę lubię, ale ta akurat dziwnie wyglądała. OK zostawiam już przystawkę. O daniu głównym mogę powiedzieć tyle, że było przepyszne, choć moją porcją mogło sobie pojeść dwóch dorosłych facetów :). Wystrój tego miejsca zdecydowanie przypadł mi do gustu. Było klimatycznie, miło i przede wszystkim mogliśmy razem, nie słysząc innych gości spędzić czas. A kino zrobiliśmy sobie w mieszkaniu.

P.S. Wiem, że mieliśmy odkrywać miejsca mało znane, nie mieszczące się w galerii, ale ta restauracja była naszym punktem obowiązkowym w rocznym programie.

Ok, amerykańskie jedzenie trochę poznanie, ale po nim trzeba dwa razy więcej poćwiczyć, więc do roboty :) Kolejny taki wypad pewnie w walentynki, zobaczymy :)