wtorek, 26 lutego 2013

Kuchnia meksykańska w Krakowie




        Aby uczcić to małe wydarzenie aczkolwiek najbardziej stresujące w naszym życiu, tj obronę pracy inżynierskiej i licencjackiej oraz tytułu inżyniera i licencjata, udaliśmy się do restauracji THE MEXICAN w Krakowie na ulicy Floriana. Zanim przejdę do sedna przyjemnej części, muszę wspomnieć, że obrona inżyniera to nie taka prosta sprawa. O tym może szczegółowo napiszę w innym poście, jednak warte wspomnienia jest to, że po ogromnym stresie, przez trzy dni mój żołądek nie funkcjonował normalnie, bo tak się rozstroił. Jednak kuchnia meksykańska to miejsce najbardziej bliskie mojemu żołądkowi.
        Aby spróbować kuchni meksykańskiej w całej swojej okazałości obiad rozpoczęliśmy od przystawki w formie tacos z łagodnym paprykowym sosem, który był pyszny. Tradycyjna zupa meksykańska  (zupa tortillowa przykryta zapiekanym serem) smakowała najbardziej mojej Kobiecie:) Ja natomiast czekałem z zaciekawieniem na moje drugie danie, które było typowo meksykańskie. A mianowicie warto wspomnieć, że zgodnie z tym co Wojciech Cejrowski opisuje na temat Meksyku, takie danie powinno być konsumowane bez użycia sztućców, tj. rękoma:) Zamówione przez mnie „FAJITAS COMBINADOS 0,6 Kg”, opisane jest w karcie dań następująco: „Kawałki marynowanej polędwicy drobiowo-wieprzowej smażone z cebulą, papryką, przyprawą meksykańską. Podawane na gorącej patelni z sosami: ranchera, crema blanca, quacamole i serwowane z trzema pszennymi tortillami.” Ostatni z wymienionych sosów jest niesmaczny jednak sos ranczera był wystarczający. I oto, dzięki temu daniu udało mi się choć przez chwilę poczuć w ustach sztukę kulinarną Meksyku, łącząca tradycje tubylczych Indian i wpływów hiszpańskich konkwistadorów. Jednak ostrzegam, że nie każdemu tradycyjna kuchnia meksykańska będzie smakować, gdyż nie jest ona „podkręcana” europejskimi dodatkami dla uzyskania spopularyzowanego meksykańskiego smaku.
Warta wspomnienia jest też atmosfera panująca w restauracji przedstawiona poniekąd na zamieszczonych zdjęciach, które nie oddaja całego uroku tego miejsca. Ale o tym może Ona dokładniej wspomni.
ONA:
Ja, z obawy o mój żołądek (przeświadczenie o skutkach kuchni meksykańskiej :P) zamówiłam bardzo zwyczajne danie, ale i tak smakowało pysznie :) Najbardziej byłam jednak zachwycona wystrojem wnętrza i przede wszystkim z tego zapamiętam tę restaurację. Butelki po Desperadosie ułożone na kształt żyrandola - ekstra :) dodatkowo sombrero na wieszaku, w których można robić sobie zdjęcia i panie ubrane a la Seniorita. A do kolacji przygrywał nam Enrique Iglesias, który tworzył dodatkowo romantyczny klimat. Było ciekawie. Miło będę wspominać tamten dzień.

P.S. sos do przystawki nie był łagodny tylko ostry :P


       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz